sábado, 29 de marzo de 2014

180 // prologo 1, ¨Extranjera¨

Me encanta este sitio. Es un lugar casi mágico en este planeta escoria. La alabanza al intelecto.

Le he contado como cada día venía aquí para apartarme de todo. Protegerme del mundo exterior. Aquí el tiempo no existe, los siglos, las épocas, todo es lo mismo... 
Vengo aquí para llorar con el alma. Me pierdo entre todas estas hojas llenas de sentimientos. De voces de todas aquellas personas que nunca he conocido. Mi corazón se abre y puedo escuchar como hablan. 
Y respiro. Me olvido de mí.
En estos momentos Meritxell está aquí, más cerca que nunca.
Me duele, el dulce calor de aquellos recuerdos suyos que siento en mi propia carne.

Uwielbiam to miejsce, prawie magiczne, na tej zepsutej planecie. Pochwała intelektu. 
Opowiedziałam jej jak każdego dnia przychodziłam tutaj aby ukryć się przed światem. Tutaj czas nie istnieje, wieki, epoki, to wszystko to samo...
Przychodzę tutaj by płakać duszą. Gubię się we wszystkich tych stronach zapisanych uczuciami. Głosami wszystkich tych osób, których nigdy nie poznałam. Moje serce otwiera się i słyszę jak mówią.
Oddycham. Zapominam siebie.
W tych momentach Meritxell jest bliżej niż kiedykolwiek.
Boli, słodkie ciepło jej wspomnień, które czuję na własnej skórze.




El momento ha llegado. Por fin ha llegado.
Y ya no hay vuelta atrás.

lunes, 24 de marzo de 2014

179 // llora

Llora el cielo. Llora el vidrio de mis ojos. Llora la sal.

Są takie chwile, kiedy nie można nic. Kiedy czas jest silniejszy. Idę w zwolnionym tempie, woda spływa z mojej głowy, moich włosów, moich oczu, moich rąk. Możesz to zobaczyć, podejdź. Wszystkie dni przeszłości są wewnątrz. Każdy podmuch wiatru i każda kropla tamtego ja.

Te dni, gdy człowiek jest tak przerażająco nieludzki, kiedy nie ma siły walczyć, bo już się poddał.

Kocham ją i martwię się. Tak jest w miłości. Los połączył nas właśnie po to, byśmy były dla siebie. W najbardziej surrealistycznych momentach jest moja a ja jestem jej. Obie idziemy w tym samym kierunku. Słucham i płaczę, pada deszcz. Dałabym ci to wszystko czego pragniesz, gdybym tylko mogła.

Czuję, że przegrałam to wszystko. Złamałam siebie.
Nie chcę już tak.

sábado, 22 de marzo de 2014

178 // tú eres mi patria

Hoy viendo la historia de aquella mujer me pude ver a mi misma reflejada en sus pupilas.

Jak można pozbyć się przeszłości? Jak zapomnieć o walce? Życie takich ludzi jak my jest wieczną ucieczką, przed ludźmi, przed prawdą i przed nami samymi. Staramy się stać niewidzialnymi, zniknąć, bo nie mówimy o sobie, nigdy nie mówimy prawdy.

To te lata ciszy, czasem kilka lat, czasem całe dekady, to, dlaczego nigdy nie tłumaczymy się z naszych podróży. Przecież to lubimy, tak jest wygodnie. Najprościej, jeśli nikt nie wie o kraju, o ojczyźnie, o walce...
Chcemy stać się tłumem, szarym kawałkiem wieloosobowości.

Już prawie zapomniałam o Katalończykach patrzących na mnie, obserwujących mnie, każdy mój ruch. Zakapturzone postacie, czarne, niezauważalne.

Kiedyś to łono wyda owoc, i owoc będzie pochodził z tego łona, będzie z nim połączony pępowiną, która będzie go karmiła. Próbujemy być ludźmi, studiować, pracować, zakładać rodziny, ale co noc śnimy o tym, jak pociągamy za spust. Lub jak ktoś pociąga za spust celując w naszą stronę.

Pewnej przeszłości nie da się wymazać, nie da się zapomnieć o tym, co przeżyliśmy. Nigdy już nie będziemy sobą i nie powiemy o nas nikomu. Tak trudno jest żyć w przebraniu, w masce, wiedząc, że nie można zaufać nikomu.
Y así permanecemos callados, solos, a veces resignados. Ya no queremos luchar, ya no podemos. La casa está tan lejos. ¿Dónde está nuestro país, nuestra patria?

Pamiętam jak rok temu czekaliśmy na pociąg na stacji María Zambrano. To tam rozstaliśmy się długim pocałunkiem. Puścił moją dłoń tak delikatnie. Nie oglądałam się za siebie, nie potrafiłabym, nie chciałam. Ruszyłam w stronę mojej matki, z podekscytowaniem i radością mijałam puebla w Kordobie, ojczyznę don Quijota, Guadalajarę, Zaragozę, Lleidę... Po dwóch latach wróciłam do Barcelony, jakby minął najwyżej dzień. Poznawałam każdy kamień mojego miasta płacząc z radości, ze wzruszenia. Miłość do niej ściskała mi serce. Jak nieodwzajemniona miłość do jakiegoś mężczyzny. Jak miłość niespełniona, niemożliwa, nieszczęśliwa. Nie chciałabym musieć wybierać, bo wiem, jaka byłaby moja decyzja.

Pamiętam nastolatkę w robotniczej czapce, z chustką na twarzy, jej pełne pasji oczy i pytam samą siebie: Gdzie teraz jestem? On sóc JO?

Això no és crisi. Se'n diu capitalisme.
29.10.2010

sábado, 8 de marzo de 2014

177 // una choni catalana

Que raro es oír a Alfons hablar español. Cada día aprendo algo nuevo, veo como el rollo este de la Universidad me abre los ojos cada vez más. Lo que aprendo allí es que no pertenezco a este mundo, soy una puta choni, una perra que quiere salir de fiesta, disfrutar de mi chico, pasármelo bien con el hombre que quiero. Solo tenemos una juventud, mi amor, sólo una, no más.
Doy vueltas y vueltas a ese verano, a todo lo que ha sucedido, lo que hice y no hice. A lo que soy y lo que quiero ser. Por qué tengo que ser una guerra, que una parte de mí siempre está luchando contra la otra, que yo misma no sé que es lo que soy.
No miento cuando le digo eso de la familia, que quiero que nos casemos, que tengamos hijos.
¨Un piso, un hijo, un perro...¨ - se ríe. Ríete, hijo. ¨Es lo que más quiero en la tierra¨ - le digo, podemos no hablar de ello, podemos hacerlo todo surgir. ¨Tú qué más quieres de mí?¨. Qué más quieres que haga, que diga, para que me creas que siempre he sido sincera contigo?
No te fías. Y yo soy demasiado árabe, según me dices.
No soy ni árabe ni nada, esta es mi media YO. Es que no sabes que eso no va a cambiar nunca.
No te es suficiente con todas estas mañanas que nos despertabamos abrazados, qué te miraba a los ojos con amor, que nos tocabamos con cariño abrazados en la cama? No crees en nuestras tardes que trabajábamos juntos, tan felices, cocinando paella? Las noches que sólo FUIMOS, los mil momentos que pasamos juntos, en los que el mundo desaparecía avergonzado, que no existía más que nosotros.

Me siento en el aula, pensativa, y no oigo nada, mirando la pared. No puedo dejar de pensar en cómo es posible que hayamos terminado así. En la nada... Me pierdo entre las asignaturas que aprobar, entre filosofía y lingüística estás siempre tú, y no pegas a nada.

No sé si aun puedo salvar lo que hay entre nosotros.
No sé si me puedo salvar a mí.

Sé que no soy lo que tú pretendes que sea. Sé que no pertenezco al mundo en el que me he encontrado. Tengo que aprender a vivir sola.

Nunca en mi vida había sufrido tanto como ahora. Nunca he amado así.
Pero mañana será un nuevo día. Y lo empezaré contigo.



miércoles, 5 de marzo de 2014

176 // "los íberos contra los romanos"

Ciepły luty, wietrzny wieczór w Cittavecchia.
Wolność. WOLNOŚĆ. WOL-NOŚĆ!
Ja z jego ojcem w samochodzie, patrzę w morze, wokół fruwają mewy. Beatus ille. My i natura. Chyba z milion razy powtórzyłam Ci już, jak bardzo kocham morze. Jestem w innej rzeczywistości, kocham koncept de la otra realidad. Moje ciało tak niesamowicie walczy o to by doświadczać, podróżować, poznawać - to silniejsze ode mnie. Podróż to ja, to światem żyję, z moją walizką pod pachą ciągle do przodu. Nie jestem znikąd, moją ziemią jest morze.

Wielki statek z Barcelony, włoska noc i ON. Mój, jedyny, idealny... Nie myślę - czuję. Biegnę i przytulam się z całej siły do bramy, nie mogę już nic zrobić. Wyciągam do niego ręce a on przytula się do mnie mocno, błądzimy dłońmi między barierkami ze stali. Raj na Ziemi istnieje.

Czas się zatrzymuje, nie spieszymy się, wszystko zawsze można zrobić jeszcze później. Utrzymuję długo jego szczęśliwe spojrzenie, jakby świat nie istniał. Kładzie dłoń na moim udzie, delikatnie muskając moją skórę, całuję go w każdą kostkę dłoni, kontempluję jego palce jak najcudowniejszy skarb.

Italia jest bardzo kapryśna, i taka urocza. Każda z identycznych uliczek wiecznego miasta, ten milion magicznych momentów w deszczu. Wino, słońce, nasza miłość, makarony, pocztówki z Koloseum, wspólne zdjęcia na Piazza Navona, antykwariat z książkami, koncert na placu świętego Piotra...Tutte le mie strade portano a Roma. Znaki są bardziej wyraźne niż kiedykolwiek a ja coraz głupsza i coraz bardziej ślepa. Nie wstydzę się przyznać, że się zgubiłam. Daję się nieść temu słodkiemu uczuciu wolności, dobijam do brzegu jak morska fala. Chłonę garściami dźwięki, obrazy, zapachy, odczucia...

Jesteś pomiędzy filozofią a literaturą, jesteś w katalońskim, w gramatyce... Każda sekunda ziemskiego raju ukrywa się w moich krokach, w powietrzu, które wydycham, tak niewyczuwalnym. Nikt nie wie, bo dla innych jesteśmy nikim. Z tym co czujemy, jesteśmy zawsze sami. Mam manię zapisywania, opowiadania moich historii gdzieś po kryjomu, niepostrzeżenie. Chciałabym, żeby cały świat mógł poczuć to co ja.

Chcę być jak wiatr, muskający znienacka Foro Romano. Chcę być morską falą dobijającą do plaży Barcelony, liściem palmy w centrum Malagi, czarnym kotem z Girony. Umieram, gdy nie doświadczam. Tak bardzo potrzebuję tego co niemożliwe, tak bardzo nie chcę zrezygnować.


Jeśli wszystko odchodzi, my tutaj zostajemy. Bo wieczność musi być właśnie taka.