miércoles, 5 de marzo de 2014

176 // "los íberos contra los romanos"

Ciepły luty, wietrzny wieczór w Cittavecchia.
Wolność. WOLNOŚĆ. WOL-NOŚĆ!
Ja z jego ojcem w samochodzie, patrzę w morze, wokół fruwają mewy. Beatus ille. My i natura. Chyba z milion razy powtórzyłam Ci już, jak bardzo kocham morze. Jestem w innej rzeczywistości, kocham koncept de la otra realidad. Moje ciało tak niesamowicie walczy o to by doświadczać, podróżować, poznawać - to silniejsze ode mnie. Podróż to ja, to światem żyję, z moją walizką pod pachą ciągle do przodu. Nie jestem znikąd, moją ziemią jest morze.

Wielki statek z Barcelony, włoska noc i ON. Mój, jedyny, idealny... Nie myślę - czuję. Biegnę i przytulam się z całej siły do bramy, nie mogę już nic zrobić. Wyciągam do niego ręce a on przytula się do mnie mocno, błądzimy dłońmi między barierkami ze stali. Raj na Ziemi istnieje.

Czas się zatrzymuje, nie spieszymy się, wszystko zawsze można zrobić jeszcze później. Utrzymuję długo jego szczęśliwe spojrzenie, jakby świat nie istniał. Kładzie dłoń na moim udzie, delikatnie muskając moją skórę, całuję go w każdą kostkę dłoni, kontempluję jego palce jak najcudowniejszy skarb.

Italia jest bardzo kapryśna, i taka urocza. Każda z identycznych uliczek wiecznego miasta, ten milion magicznych momentów w deszczu. Wino, słońce, nasza miłość, makarony, pocztówki z Koloseum, wspólne zdjęcia na Piazza Navona, antykwariat z książkami, koncert na placu świętego Piotra...Tutte le mie strade portano a Roma. Znaki są bardziej wyraźne niż kiedykolwiek a ja coraz głupsza i coraz bardziej ślepa. Nie wstydzę się przyznać, że się zgubiłam. Daję się nieść temu słodkiemu uczuciu wolności, dobijam do brzegu jak morska fala. Chłonę garściami dźwięki, obrazy, zapachy, odczucia...

Jesteś pomiędzy filozofią a literaturą, jesteś w katalońskim, w gramatyce... Każda sekunda ziemskiego raju ukrywa się w moich krokach, w powietrzu, które wydycham, tak niewyczuwalnym. Nikt nie wie, bo dla innych jesteśmy nikim. Z tym co czujemy, jesteśmy zawsze sami. Mam manię zapisywania, opowiadania moich historii gdzieś po kryjomu, niepostrzeżenie. Chciałabym, żeby cały świat mógł poczuć to co ja.

Chcę być jak wiatr, muskający znienacka Foro Romano. Chcę być morską falą dobijającą do plaży Barcelony, liściem palmy w centrum Malagi, czarnym kotem z Girony. Umieram, gdy nie doświadczam. Tak bardzo potrzebuję tego co niemożliwe, tak bardzo nie chcę zrezygnować.


Jeśli wszystko odchodzi, my tutaj zostajemy. Bo wieczność musi być właśnie taka.



1 comentario:

  1. Nie wiedziałam że piszesz... To jest piękne!
    Trochę Ci zazdroszczę tej wolności... bo ja czuję że wciąż coś mnie ogranicza :/ Pozdrawiam :)

    ResponderEliminar